Licznik bzdur zasłyszanych i nie rozbrojonych cz.1

1.
Ona kiedyś:
hmm.. teraz się wszyscy nią zachwycają, a ja pamiętam, że kiedyś miała depresję i w jakim stanie była.
Zamrożenie. Nie wiem, nie umiem. Co?
Ja pytam siebie:
czy jeśli się ma depresję, to już zawsze ją wszyscy będą mi wypominać? Czy już nigdy nie mogę odnieść sukcesu?

Ja teraz:
- depresja jest normalna. Z depresji się wychodzi. Depresja nie jest wyznacznikiem naszego radzenia lub nie w życiu. Można się bać depresji, bo wciąż się jej wstydzimy i nie umiemy sobie z nią radzić.

2.
Ona kiedyś:
nie chciałabym się z nią przyjaźnić, wyglądała na bardzo zezłoszczoną na wszystko.
Zdziwko, że co? Nie rozumiem, jeszcze nie wiem czemu, ale nie rozumiem.
Ja po chwili pytam siebie:
- czyli mnie przy Tobie też się złościć nie wolno? Czy nikt się nie będzie ze mną chciał przyjaźnić? 

Ja teraz:
- kobiety mogą się złościć. Możemy też bać się zezłoszczonych kobiet, bo powszechnie jeszcze się nam wciska, że złość piękności szkodzi, a my mamy być przede wszystkim piękne. Do dupy z tym. Mogę się złościć i siebie lubić. Mogę patrzeć na czyjąś złość i go lubić. Mogę czasem nie chcieć, bo jestem przeładowana, bo się jeszcze boję. 

3.
Ona kiedyś:
- popatrz! On takie mieszkanie piękne ma, może go usidlisz?
Ja wtedy do niej:
- nie chciałabym do kogoś w ten sposób podchodzić, podczas pierwszej wizyty u niego w domu. 

Ja teraz:
- jak długo jeszcze "dobra partia" to ten z domem? Dlaczego ja mam kogoś usidlać? Jak niby miałabym to zrobić? W jaki sposób mogłabym patrzeć na siebie w lustrze wiedząc, że pierwsza rzecz, od której zaczęła się nasza znajomość, to jego wypasiony dom? Jak on by się miał niby poczuć, jeśli dowiedziałby się, żę został "usidlony bo miał wypas mieszkanie?"
 

cdn. 

E.


Komentarze

  1. Wszystkie te bzdury są mi bliskie! Np to słowo "usidlenie", kojarzy mi się to z polowaniem - myśliwym - ofiarą. I to słowo "dobra partia", OMG totalnie. Babcia do dzisiaj opowiada o historiach wnuków znajomych, że wnuczka pani X, skończyła studia X, wyszła za prawnika, informatyka, wybudowali dom, jeżdżą na wycieczki na Dominikanę, 2 dzieci, dzieci już tez idą na studia.
    Znajoma mi wczoraj powiedziała - rodzina myśli, że jesteśmy wybredne w stosunku do mężczyzn, bo wciąż nie jesteśmy w związku z tym pierwszym... Szczerze mówiąc - chciałabym mieć dobrą partię, być z tym pierwszym i jeździć na Dominikanę (jeśli tylko bym była w tym szczęśliwa).

    W głębi duszy mam pewien zestaw tego co JA BYM CHCIAŁA od mężczyzny, i jest tam np posiadanie pracy (kiedyś, to nie było moje kryterium). I nie wstydzę się tego, że tak myślę, ale jest tylko jednym z chciejstw, a nie najważniejszym. Zgadzam się, że związek oparty na tym, że ktoś ma fajne mieszkanie lub jest prawnikiem jest budowany na bardzo chwiejnych podstawach. Ale jeśli na daną chwilę to kryterium jest dla kogoś najważniejsze?

    A'propos zezłoszczonej - mam wrażenie (lub chyba Ci to mówiłam), że jak tak zagłębiam się w swoją złość i słucham złości innych kobiet mam wrażenie, że zamieniam się w zgorzkniałą, wściekłą, starą, feministkę-wiedźmę. Mam nawet obraz w głowie - z rozwianymi włosami, wiecznie wkurwiona. Dobrze, że Ty umiesz dać sobie i innym prawo do złości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy jesteśmy wybredne? TAK! Ale właśnie ja chcę być wybredna. Nie wiecznie, całkowicie wybredna i niezadowolona, ale nie chcę godzić się na bylejakość i byleco. Nie czaić się na pierwsze lepsze, bo ma mieszkanie. Ten sam koleś w ogóle nie dawał przestrzeni kobiecie na wypowiedź. W ogóle nie był zainteresowany poznaniem jej, ale graniem roli aktora pierwszego planu. A ta sama znajoma żyje w długoletnim związku totalnie uzależniona od swojego faceta. Jest cudowną kobietą, ale sama o tym wie, że jest współuzależniona. Rozstawali się już pierdyliard razy.
    Nie. Nie interesuje mnie kolejny chłopiec z mieszkaniem. Nie chcę nikogo zmieniać i wychowywać. Tak, ma być ogarnięty i dbać o siebie. I absolutnie akceptuję czyjeś kryteria, ale wcale nie muszę uznawać ich za swoje.

    Taka jest prawda, że znaleźć mężczyznę, który jest do nas dopasowany JEST trudno. Żyjemy w czasach, które są bardzo niestabilne. Kobiety się budzą, wykonały kawał dobrej roboty, ale świat nie nadąża, faceci nie nadążają. Nie ma tak wielu fajnych, rozgarniętych facetów, żeby nam wszystkim po prostu starczyło. To jest smutne i straszne i powoduje we mnie gorycz. Zazdroszczę często innym kobietom, ale zazdrość też jest ok. I nie trwa wiecznie. W końcu mija, a ja umiem się cieszyć moim singielskim życiem.

    A rodzina.. kurwaaaa!!! Jak sobie przypomnę wszystkie bzdury, które słyszałam od swojej rodziny, to już wiem, żeby do końca im nie ufać i nie brać do siebie.
    Jak to na przykład, że jak chciał mnie zmolestować kolega brata, to mam się z tego śmiać, bo on był pijany. To usłyszałam od swojej rodziny.
    Albo, że skoro Agnieszka wzięła kredyt na mieszkanie i ma samochód, to znaczy, że jest ustabilizowana? Wiem, że Agnieszka jest nieszczęśliwa, kąśliwa, jej głównym zajęciem jest plotka. Fajnie, że ma mieszkanie, też bym chciała, ale na ten moment nie mam, czy to znaczy, że jestem gorsza? Kto w ogóle wyznacza ramy bycia lepszym czy gorszym?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zliczę tych porównań, które sprzedawała mi matka, żeby mnie... ochronić. Tak, przysposobić do jedynej rzeczywistości, którą ona znała, w której jej było dobrze, bo znajomo. Boi się zmian, dla niej moje życie jest zagrożeniem, bo go po prostu nie rozumie. Od 50 lat tkwi w związku z alkoholikiem, bo tak wypada.
    Wiele z tych rzeczy, które mówi mi rodzina traktuję jak trening, żeby jako dorosła już teraz osoba zobaczyć, czemu tak mówią, co to we mnie powoduje, jak się z tym czuję. I przesiewać. Przesiewać, przesiewać. Bo to pierdolenie do potęgi jest często.

    Tak, też bym chciała znaleźć partnera, który odpowiadał by mi intelektualnie i fizycznie, który byłby w miarę rozgarnięty finansowo. Ale już nie wierzę w mit szczęśliwości, że "stały" związek i podróże na Dominikanę to jest wyznacznik spełnienia społecznego. Nie wiem jak ten związek się skończy, a kończy się już około 60% małżeństw. Nie wiem jak wygląda ich życie seksualne, nie wiem jak się do siebie odnoszą, nie wiem czy w ogóle siebie lubią. Znam tak niewiele udanych, długoletnich związków, że coraz bardziej siebie "rozgrzeszam" z wizji i marzeń posiadania tego jedynego.

    Tak, im bardziej umiem dać sobie upust w złości, tym bardziej mam w sobie miejsca, by pomieścić złość kogoś innego. Jeszcze nie zawsze oczywiście, nie w pełni. Ale już tę wiedźmę pokochałam, tę feministkę wkurwioną na świat. Bo wiem, że we mnie też jest cudowna, delikatna istota, która zachwyca się światłem przenikającym przez płatki róż. Jest troskliwa, empatyczna kobieta. I jest we mnie miejsce na obydwie. I szereg innych. I w Tobie też. A ta wizja wiecznie wkurwionej feministki niewątpliwie podsycana jest przez media, świat, w którym żyjemy, który chce widzieć kobiety jednakowe, delikatne i spokojne. A mężczyzn silnych i u szczytu łańcucha. Ukochuję Twoją wiedźmę, przybijam jej pionę. Wypiję z nią wódkę i będę kraść konie.

    Niedźwiedzka miała przepiękny podcast o greckich boginiach, o tym, że jest w nas miejsce na cechy każdej z nich, że to normalne, żeby sobie dawać prawo bo bycia morderczą Hekate i troskliwą Herą.

    Same tworzymy swoje głosy, od 100 lat mamy prawo wyboru, ale jeszcze nie daje się nam w pełni prawa, żeby być kim chcemy i jakie chcemy. Wciąż wszędzie pełno ram i liczników. Pełno schemacików, kajdan i porównań. I jeszcze długa droga przed nami, żeby znaleźć własne głosy, jeszcze będzie wiele klęsk i nieurodzajów. Boimy się, ale robimy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, to będzie piękne spotkanie wiedźm!! Odtańczę chyba jakiś taniec na powitanie :))) haha!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty