"Zawsze trafiasz na tych niedojrzałych pojebów"

Dziś będzie o głosie dawnej bliższej koleżanki. Nie widziałyśmy się ze 2 lata, Jej ciąża, ciężki poród, potem covid. Życie się wydarzyło i wczoraj spotkałyśmy się po tej dużej przerwie. Cieszyłam się na to spotkanie, też ze względu na to, że znajoma była z dzieckiem. A mało mam kontaktu bezpośredniego i z młodymi matkami i z dziećmi.


Ciekawe jest czasem spotkać się po długi czasie z kimś z kim było się blisko. Czasem masz wrażenie, że tej przerwy nie było i nie możecie się nagadać tak jak kiedyś. A czasem (jak w moim przypadku wczoraj) widać, że jesteśmy w innych miejscach. 


Najbardziej zaskakujący był język jakim ta znajoma się posługiwała. Biorę poprawkę na to, że niedawno przeszła ciężki covid i ma powikłania, że małe dziecko, że mało śpi, że traumatyczny poród. I to, że widzę, że szczerze mi życzy dobrze. Ale. No właśnie. Poza dużą dozą, normalnej, sympatycznej rozmowy (do momentu, kiedy mała nie zaczęła wrzeszczeć) było też to:


- opowiadam, że moja aktualna sytuacja zaczęła się jak chłopak z którym się spotykałam zghostował mnie, zmartwiła się ale potem dodała coś w stylu "Przykro mi, że zawsze trafiasz na tych niedojrzałych pojebów". Nosz kuzwa..!


- Ona i ja mamy z różnych powodów trudny moment w życiu, u mnie samej - jest czasem trudno, mieszkam w miasteczku "nie wiem" i muszę bardzo dbać o czułość wobec samej siebie i walczyć z wewnętrznym sabotażystą. I nie czuję, że jest to sztuczne pocieszanie się ani fałszywy optymizm. Czuję, że to jest po prostu dawanie samej siebie wsparcia i współczucia. Znajoma w którymś momencie rozmowy mówi: "Ale nam (mi i jej) się życie posypało, rozwaliło". Mnie to jakoś wcięło, bo tak się nie czuję (choć może ktoś inny na moim miejscu tak by to nazwał). Mówię do Niej: "Jak tak myślę o tym momencie w życiu, w którym jestem to czuję się chujowo, więc nie zgodzę się z Tobą" :p 


- opowiadam o tym moim nie wiem, że przerwa, że nie marketing, że zagubienie. Znajoma zaczyna wymyślać rzeczy, które mogłabym robić, na czym mogłabym zarabiać. Jest w tym taka mocna energia "pomagania" (nie prosiłam o radę), że znowu mnie wcina i mówią: "Kurczę, słuchaj, jakby wiem co mam robić, mam różne pomysły, nie mów mi proszę co mam robić, bo ja chciałam się tylko podzielić wątpliwościami). Teraz z kolei trochę Ją wcięło. Zrozumiała i niby było wszystko ok, ale miałam wrażenie, że od tamtego czasu jakaś inna energia była między nami


- opowiadam, że była 2 raz w życiu u psychiatry, że to dla mnie nowość, nigdy też nie brała żadnych takich leków, ale zdecydowałam się na jeden - przeciwlękowy. Nie skończyłam opowiadać nawet jaką trudną decyzją było dla mnie zdecydowanie się na to, że wciąż mam wiele obaw, ale objawy były zbyt silne. Że szybko zadziałał i lekarka powiedziała, że mogę odstawić, skoro minimalna dawka, którą brałam tak szybko zadziałała. Znajoma wyjechała z litanią - "z przeciwlękowymi trzeba uważać żeby się nie uzależnić, że to niebezpieczne, że może lepiej nie brać, żeby o tym pamiętała". Jezu. No niby widzę, że chce dobrze. Ale powiem Ci szczerze, że miałam dość. Poczułam się "mała" i pouczana. Westchnęłam znacząco i powiedziałam "że ta kwestia jest bardziej skomplikowana i nie wiesz wszystkiego", potem powiedziałam powyższe. No ale.. niesmak pozostaje


- dziecko wrzeszczało i zauważyłam potępiające spojrzenia innych kobiet, zagadnęłam znajomą - że pewnie teraz musi się mierzyć z różnymi ocenami związanymi z macierzyństwem, sposobami na wychowanie dziecka i tego typu spojrzeniami czy opiniami. I dodałam coś w stylu, że to tak jak ja mierzę się ze spojrzeniami i oceną mnie przez pryzmat mojego bycia "childless". Ona tak trochę zaskoczona na mnie spojrzała. Z rozmowy zrozumiałam, że jako bezdzietna tak się nie czuła, i super dla Niej. Naprawdę. Ja się tak czuję, pochodzi to m.in. z własnej niepewności siebie. Znajoma pyta, no ale kto na Ciebie tak patrzy, kto mówi. Zaczynam (dłuższą wypowiedź) - "no chociażby Babcia.." chciałam dopowiedzieć, znajoma neguje - ej, no przecież rodzina zawsze tak gada, wiesz ile raz na wigilii zapytali kiedy dzidziuś. Próbuję kontynuować - że w pytaniach mojej Babci był taka litość, politowanie dla mojej bezdzietności, trudne dla mnie. Potem mówię np byłam na szkoleniu X, same babki po 45 dzieciate, rozmowy tylko o dzieciach, poczułam się wykluczona. Ok, to jest w mojej głowie, to moje uczucie, ktoś inny by mógł czuć coś innego. Znajoma dalej neguje w stylu "ale to nie trzeba się przejmować takim gadaniem, oni zawsze będą gadać, może Ci się wydaje .."  Jezu. i znowu ktoś podważa moją rzeczywistość. Ja widzę dąb, ktoś mówi nie, nie to buk. Kuźwa! Przerwałam Jej i mówię: "Ja sobie nie wymyśliłam tego uczucia, ono jest dla mnie prawdziwe." 



Piszę dużo, bo potrzebowałam to wszystko napisać. Przed spotkaniem miałam wrażenie, że jakoś tęskniłam za tą znajomą, a teraz chyba mam ochotę się z Nią już więcej nie spotykać. 

Wracając poczułam ogromną wdzięczność, że są w moim życiu teraz osoby - takiej jak np Ty, które mi nie radzą, które mi nie chcą pomagać, przy których sobie mogę po prostu być sobą i się nie "kurczyć".

Mała wrzeszczała przez pół spaceru, łeb mi pękał a byłyśmy głęboko w lesie i nie było jak uciec Pomyślałam teraz, że może to dziecko wyrażało mój lub Jej ból i wkurw. Wykrzyczała to, czego może ja nie chciałam zrobić lub powiedzieć, bo "nie chciałam psuć atmosfery".

Komentarze

  1. To jest ok chcieć się z kimś spotkać, tęsknić za kimś, ale zdawać sobie sprawę, że nie mamy już ze sobą za wiele wspólnego.
    Każdy ma własną ścieżkę do wydeptania i rzeczywiście z niektórymi po latach dogadujemy się bez mrugnięcia okiem, a z innymi wolelibyśmy już nie wchodzić dwa razy do tej samej piaskownicy.

    Ludziom jest łatwo wydawać osądy na temat naszego życia, wydaje się im, że pomagają nam jakąś uwagą, spostrzeżeniem, ale w rezultacie wydają swoje opinie i tak naprawdę są to przede wszystkim opinie o nich samych i o ich postrzeganiu świata. W jej opinii życie Wam się posypało i pewnie dlatego widzi teraz dużo rzeczy w czarnych barwach. Widzę, że próbowałaś ją zrozumieć, ale i też samą siebie w tym wszystkim. Piękna relacja ze spotkania!

    Widzę Twoje stawianie granic, dojrzałe słowa, które dają przestrzeń i jej i Tobie, by nawiązać głębszy kontakt, szczerość. Widzę też Twoją bezsilność. Że takiej więzi nie dało się nawiązać, że może już się nie uda.

    Pewnie czułabym rozczarowanie, tęsknotę, złość, smutek, lekką samotność po takim spotkaniu. Jak to czytam teraz to właśnie to czuję. No i wkurw, prozaicznie, że ktoś mi się wcina w zdanie, że neguje moje uczucia, że próbuje przekraczać granice. Taki koktajl emocjonalny, utraconych nadziei na fajne spotkanie po latach i jakiejś lekkiej żałoby, że trzeba kolejną osobę w życiu pożegnać, odstawić na jakiś czas, zanim się coś uleczy, ułoży, wskoczy na inne tory. Albo i nie wskoczy.

    Dziękuję za miłe słowa! Uczę się w sztuce dawania przestrzeni na bycie sobą. Sobie i innym. Czasem jeszcze nie umiem, czasem sama jeszcze neguję, wydaję osądy, staram się przyklejać szybciutko plasterki na rany zamiast dać się im chwilę zasklepić. Miałam i dalej jeszcze mam (jak nie jestem w kontakcie ze sobą) duże ciągoty do moralizatorstwa, psychologizmowania, pocieszania. Czasem nie umiem się powstrzymać, różnie to się układa czasem, napiszę taki wpis o tym niebawem właśnie, jak próbowałam pocieszać przyjaciela jakiś czas temu. Ale obiecaj mi, że jak będę przekraczać Twoje granice, albo coś Cię będzie drażnić to mi powiesz. Nawet tak na próbę. Bo ja umiem wytrzymać tę niezręczność kiedy ktoś stawia swoje granice i umiem poczekać aż ta niezręczność sprawi, że relacja przechodzi na inne tory. Bo takie trudności w rozmowie mogą umocnić przyjaźń, miłość. W taki sposób rośniemy i się uczymy być bardziej ludźmi niż nas nauczono.

    Jak się teraz z tym czujesz po upływie tygodnia? Jakie emocje w Tobie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za Twój długi i piękny komentarz. Za Twój czas i przestrzeń dla mnie, dla nas.

    Co do przekraczania granic, drażnienia - dobrze, tak się umówmy, że jak pojawi się coś takiego to Ci powiem o tym bez strachu, nawet na próbę. Do tej pory nie wydarzyło się nic takiego, ale czuję bardzo o co Ci chodzi. Sama uczę się mówić takie rzeczy - oraz je otrzymywać. Dlatego mam do Ciebie podobną prośbę - jeśli coś w moim zachowaniu, słowach będzie co będzie naruszało Twoje granice lub będzie czegoś za dużo, za mało etc to też powiedz mi o tym. Chociaż na próbę.
    Taki mentalny trening :)

    Natomiast co do moich emocji dot. opisanego spotkania - emocje opadły, nie czuję już tego wkurwu i żalu. Bardziej zastanawia mnie moja mocna reakcja na to - że chyba aż 4 bliskim osobom opisałam to ze szczegółami tuż po. Teraz trochę mi głupio, że tak pastwiłam się nad każdym słowem tej dziewczyny. Myślę, też o tym czy ostatnio nie zalewam niektórych osób swoją osobą, czy nie zagaduję innych swoimi tematami. Jeśli tak jest między nami to daj mi proszę znać!

    Myślę, że momentami mogą mnie w rozmowie zdominowywać smutne tematy, ale też nie chcę na siłę mówić tylko o pozytywach jeśli jest chujowo. Druga sprawa to ta, że zawsze to ja byłam tą co słucha i może teraz czasem się boję, że tak dużo mówię i nie daję komuś przestrzeni. A tak naprawdę może w moich rozmowach po prostu nastała równowaga i muszę się z tym oswoić.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Myślę, też o tym czy ostatnio nie zalewam niektórych osób swoją osobą, czy nie zagaduję innych swoimi tematami" - dokładnie tak czuję czasem. Czy tu nie chodzi o to, że boimy się brać? Przecież jeśli kogoś nawet na chwilę "zalejemy" to znaczy, że tego potrzebujemy, a ta osoba chce to nam dać.
    Bardzo patrzę, żeby nie było mnie "za dużo", "za wiele", "za trudno", żeby nie sprawiać kłopotu. Och gdyby tak po prostu być..

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty