Dam Ci cały czas jakiego potrzebujesz
Czasem zmiany następują szybko. Ale chyba częściej są procesem, czasem długim. Ciężko czasem wytrwać w tym, bez potrzeby przyśpieszania, zwłaszcza w sytuacji jak nie ma wyznaczonego celu ani deadline'u. Teraz, po 3 tygodniach mojej nieobecności w pracy, i w pierwszym w pełni luźnym tygodniem (pierwszy to było miotanie się i stres co dalej, drugi spędziłam w mieście rodzinnym), teraz zaczynam czuć co ze mną robi ta przerwa. Mocno o siebie dbam, jak nigdy. Wzięłam się poważnie do sprawy, bez ściemy jak czasem mi się zdarzało. Od basiców - woda, ruch, 3 posiłki dziennie, zdrowy sok. Przez jogi, książki, medytacje, witaminy i suplementy, jeden lek, długi sen. Aż do Drogi Artysty, haftowania lub robienia innych twórczych rzeczy (jak np. gotowanie) i naturę. I już po tych kilku dniach delikatnie czuję jak to jest żyć inaczej, jak dużo daje postawienie na siebie, nie przyśpieszanie nie wymuszanie.
Są różne obawy i strach. Głownie dotyczą finansów (choć mam $$ żeby to kontynuować co najmniej 4 miesiące, ale obawy o stratę oszczędności), co powiem w pracy, czy przedłużą mi zwolnienie skoro tak się czuję ok.
Wiem, że muszę uważać. Dopiero od 2 dni nie czuję niepokoju. Mam nadzieję, że starczy mi odwagi i konsekwencji w dbaniu o siebie, nawet jeśli oznacza to radykalną przerwę w życiorysie. Medytowałam i zaczęłam płakać a potem powiedziałam do Małej w środku - dam Ci cały czas jakiego potrzebujesz.
Fajne jest to, że dzisiaj słyszę tylko swój głos. I on mnie uspokaja a nie atakuje.
o jeju, jakie to piękne co piszesz! szczególnie o tym nie przyspieszaniu :)))
OdpowiedzUsuńteż się motam czasem, że chcę efekty, chcę już wiedzieć, że będzie dobrze, a potem sobie uzmysławiam, że np. osoba, która mi imponuje, bo "osiąga cele" robi to czasem ponad swoje siły, z małym poszanowaniem swojego ciała, snu, zdrowia mentalnego. Każdy ma prawo do własnych wyborów, najtrudniejsze, ale i najważniejsze w tym wszystkim to właśnie słyszeć swój głos.
Nasz dobry, wspierający, czuły, współczujący głos.
Ten zinternalizowany krytyk, rodzic, też się będzie odzywał, ale nie dawać mu za wiele przestrzeni, a jak się strasznie pluje, to go ukochać.. powiedzieć do siebie "wiem, że się boisz".
Ja teraz mam na tapecie z kolei książkę "Wysoko Wrażliwi" i dokłada kolejną cegiełkę. Czytam sobie po kilka stron dziennie i takie malutkie elemenciki mi się rozjaśniają w głowie.
Że jestem wrażliwa, zawsze byłam, że czasem mój lęk to nie lęk sam w sobie, ale przeładowanie, przebodźcowanie. Że już wiem, dlaczego tak lubię być sama, chociaż lubię też ludzi i przebywać z nimi. Ale nawet Ci najwspanialsi, najbliżsi mogą nas przemęczać.
Wczoraj np. udzieliłam wywiadu, zostałam nagrana przez pewien NGO, który zbiera historie ludzi, którzy się z czymś zmagali w życiu. Aby ktoś inny z podobnym zmaganiem mógł znaleźć swoją historię w ich słowach.
Nie było to łatwe, czułam się odsłonięta, jakby mną wstrząśnięto, otwarto i zostawiono taką. Poczułam właśnie to przebodźcowanie, ten rodzaj przeładowania. Musiałam się ukochać i mówić do siebie czule, bo w głowie czaił się głos "nie poszło Ci wystarczająco dobrze".
Na pewno starczy Ci odwagi i konsekwencji, już masz tę odwagę i konsekwencję, od lat dbać o siebie. Coraz lepiej, coraz więcej słuchać siebie. To jest piękne!
Cudownie czytać o Twoim płaczu i co powiedziałaś do małej... cieszę się na ten Twój Głos!