Wkurw: zamyka czy otwiera na świat?
Taki dziecięcy żal i złość jakie teraz mam w sobie - czuję, że ta konkretna energia zamyka mnie na świat, jakbym taplała się w błocie, w tym żalu, w tym nieutuleniu. Jakby ten wkurw był jałowy. Bo niewypowiedziany jasno do tych osób, których dotyczy. Część z niego jest do świata albo do siebie. Pobyty w domu wiążą się czasem z wytaczaniem największych dział. Czasem ktoś kieruje je na mnie, czasem to ja jestem operatorem tej armaty. Nic nie osiągnęłaś - nie masz męża, dzieci, stanowiska, oszczędności, domu, samochodu. Jesteś dobrym człowiekiem, ale nie mam się czym pochwalić, Ty nie masz się czym pochwalić. I jak nie zrobię zasłony dymnej działo uderza we mnie. i rozwalona zaczynam taplać się w żalu. Ktoś tak naprawdę myśli, a ja czuję tą niewypowiedzianą poczciwą litość do mnie.
Głos z duchowo - psychologicznego obszaru ubiega wszelkie komentarze typu: ten smutek i żal jest potrzebny, daj mu wybrzmieć. Są takie chwile, że nie umiem wyjść z tego bagna, błota.
Czasem wydaje mi się, że najpierw obrosłam warstwami rodzinnych traum, przekonań i norm a potem sama na siebie nałożyłam kolejne warstwy plasterków na rany - kolejnych warsztatów, książek, terapii, jutjubowych filmów, rozkmin. Każda z nich była mi potrzebna (bo z nich korzystałam) ale w tym momencie czuję ich nadmiar. Ten moment jak na słupie ogłoszeniowym, gdzie przyklejano jeden plakat na drugi i utworzyły tak grubą warstwę, że się wygina i nie widać pierwszego plakatu.
Czytam.. zamyka mnie na świat. Tak, też tak czasem mam, jakby mój smutek, żal, złość, oddzielały mnie od świata. Tak. Czasem pytam siebie, no i co z tego? Jeśli coś mnie drażni (a czasem drażni mnie cały świat) to może warto sobie uciec na chwilę od niego?
OdpowiedzUsuńJakbym chroniła swoje najcenniejsze dziecię przed durnotami innych ludzi?
Czasem uciekam na za długo (kto mi powiedział, że tyle to za długo?), czasem ta zasłona płaczu, bólo-smutku, żalu przysłania inne wszystko.
Czasem się wkurzam, że mi przysłania, a czasem czuję, ile jeszcze nie wypłakałam rzeczy, nie wysmuciłam, bo nie było wolno. Bo w głowie grzmiał głos - ZŁOŚĆ PIĘKNOŚCI SZKODZI. Nosz kurwa, jak to piszę, czytam, to mi rzyg podchodzi. Kurwa! Nie nauczono mnie złościć się. Z dziewczynki, która nie wie czym jest świat, że trzeba się uśmiechać na zawołanie, bo ciocia patrzy, wpadłam w erę "bez ego", anielskiej-kurwa-pierdolonej zawsze-objawionej pozytywności do świata. Tak, takie plasterki nauczono nas naklejać.
A przecież jak można się cieszyć do głębi, skoro się nie wypłakało smutków?
Nie wiem czy te ludzie zrozumieją ten wkurw jak im go wykrzyczę. Czasem im wykrzykuję, czasem mówię, a czasem.. piszę listy do szuflady.
Nie umiem jeszcze mówić im wszystkiego. A chciałabym, ale nie wiem w sumie, czy to coś zmieni? Czy ich to zmieni?
Czy mnie to zmieni?
A gdyby tak przeżyć ten wkurw, potaplać się w błocie, na 100-kurwa-procent mieć wkurw na cały świat, bić poduszki, krzyczeć w lesie na głupie liście i.. może zrobiłoby mi się lżej?
Jak patrzę w lustro, w oczy swoje, widzę ten wkurw. Czasem trudno jeszcze patrzeć na siebie.
Ale czasem patrzę w lustro i powiem sobie "widzę Twój wkurw, widzę, przez co przeszłaś".
I czasem jest lżej, błoto staje się przyjemną breją, która w magiczny sposób nawilża skórę.
Nawilża skórę, OMG! Ale sztos porównanie! :)
OdpowiedzUsuńTeż się czasem zastanawiam co by było jakby przeżyć ten wkurw na 100%. Czuję, że została by pożoga i ruiny. Ale może tak trzeba. A może to jest praca w codzienności, nie pożoga ale mikroruchy, "stawanie za sobą" radykalne, pan w kolejce się wpycha przeede mnie - nie udawać, kłócić się, ktoś się źle zachował w stosunku do mnie - zwracać uwagę a nie bagatelizować, racjonalizować. Wygrywać mikrobitwy. One się złożą na pokój. Spokój :)
TAAAK! Wpaja nam się, że jak się będziemy lekko wkurwiać, czasem, to że takie będziemy już always. Tak jakby to było możliwe. Nikt nie jest tylko 100% wkurwiony cały czas albo 100% wesoły. Chyba, że ktoś udaje, taki sobie filterek nałożył i w taki schemacik się wpasowuje. Albo czegoś nie przepracował grubego i złość przerodziła się w agresję. Jak się złości nie przepracowuje to idzie w autoagresję, to wiem jak swoje drugie imię.
UsuńTak zaobserwowałam, że jak wyrażam wkurwy to jest miejsce na więcej mikroradości, umiem sięgać po to czego chcę, odmawiać temu czego nie chcę.
Jeszcze nie zawsze, jeszcze nie do końca, ale widzę, że emocje trzeba przeżywać WSZYSTKIE nie tylko te "dozwolone". Kurwa.